Rozdział 18

Kiedy tylko na wielkim zegarze wybiła godzina dwunasta i zabrzmiał dzwonek sygnalizujący koniec lekcji, pierwszoklasiści opuścili klasę, a ja zaczęłam pakować nuty do torebki. Po kilku minutach zamknęłam drzwi pomieszczenia i odłożyłam klucze do szklanej gablotki w pokoju nauczycielskim.
- Studio się zadłużyło- Do moich uszu dotarł zmartwiony głos Pabla, który właśnie ogłosił tę smutną informacje. Wszyscy nauczyciele zebrani w pokoju znieruchomieli na słowa dyrektora. Gregorio zaprzestał w denerwujący sposób uderzać piłeczką o podłogę, Beto przestał jeść, a ja z szoku upuściłam na ziemie dziennik, który właśnie trzymałam. - Nie mamy pieniędzy na opłacenie rachunków, a o nowych instrumentach nie wspomnę. W sali tanecznej zaczyna zdzierać się podłoga, a z resztą we wszystkich klasach przydałby się porządny remont.- Przybliżył nam jak wygląda sytuacja.
- Co możemy zrobić?- Ciszę przerwał Beto, o dziwo mówiąc wszystko bez zająknięcia.
-Zbyt wiele opcji nie mamy- Westchnął zrezygnowany, chowając twarz w dłoniach.- Możemy zorganizować ogromny koncert, ale jest to wielkie ryzyko. Występ się wiąże z kolejnymi ogromnymi kosztami, a jeżeli nie  przyjdzie wystarczająco dużo osób... pogrążymy się jeszcze bardziej.
- A ta druga opcja?- Wydusiłam z siebie w końcu, przezwyciężając gulę, która gnieździła się w moim gardle.
- To znalezienie inwestora. - Wypalił. - Szczerze mówiąc nie sądzę, aby udało się znaleźć kogoś, kto włoży w to miejsce tyle pieniędzy... Jest to raczej wątpliwe.
- Więc musimy zrobić ten koncert i spróbować wykosztować się przy tym jak najmniej.- Wypowiedział się Gregorio. Nigdy nie widziałam go tak poruszonego czymkolwiek. Zawsze był tym oschłym, jakby niczym się nie przejmował, a jednak...Po jeszcze dosyć długiej dyskusji na temat co powinniśmy zrobić, postanowiliśmy zrealizować ten pierwszy pomysł i jak na razie nie mówić uczniom o naszych problemach. Nie było jeszcze aż tak tragicznie, aby zamartwiać tym i młodzież.
Widziałam jak sprawa studia ogromnie poruszyła Pabla, podobnie jak mnie. Oboje uczyliśmy się tutaj i właśnie to miejsce wtajemniczyło nas w magie świata muzyki. Nigdy nie zapomnę uśmiechu Antonia, kiedy kilka lat po ukończeniu tej szkoły wróciliśmy, by zacząć uczyć kolejne uzdolnione pokolenia. Jednym słowem, spędziliśmy tam najlepsze chwile swojego życia i nie zamierzaliśmy tak łatwo się poddać. Powrót do domu, poprawił nam nieco humor, bo przez całą trasę żartowaliśmy i wygłupialiśmy się jak dzieci. Zapomnieliśmy na chwilę o problemach i zupełnie oddaliliśmy się od rzeczywistego, szarego świata.
-Kto pierwszy na górze!- Krzyknął przyjaciel, kiedy weszliśmy do klatki i zaczął wbiegać po schodach.
-Hej, oszukujesz!- Krzyknęłam roześmiana i tupnęłam nogą, udając obrażoną, niczym mała dziewczynka. Od razu jednak rzuciłam się za nim w pogoń po schodach.
-Jesteś i zawsze byłeś oszustem- Wysapałam zmęczona, kiedy wbiegłam do góry
- Chyba chciałaś powiedzieć, zwycięzcą- Uśmiechnął się triumfalnie i wyjął z kieszeni swoich spodni klucze, którymi otworzył drzwi do mieszkania i pozwolił, abym weszła jako pierwsza.
- Lizus- Wymamrotałam, wchodząc do środka. Niczym ogromna fala, uderzył we mnie zapach sosu pomidorowego. - Co tak smakowicie pachnie?- Zapytałam, pojawiając się w kuchni, gdzie zastałam Alvara stojącego przy kuchence.
-Spaghetti- Wyszczerzył się w moją stronę. - Z tego co pamiętam zawsze je uwielbiałaś.
- Dużo się nie zmieniło- Wtrącił Pablo, dając mi kuksańca w bok.
- Nie musisz gotować, jesteś naszym gościem- Uśmiechnęłam się łagodnie, wciągając do płuc aromat gotującego się dania.
- Jestem waszym gościem, który nic tutaj nie robi, więc może raz coś ugotować
- Święte słowa!- Wykrzyczał Pablo z łazienki,  do której przed kilkoma chwilami poszedł.
-Zamknij się!- Odkrzyknął mu brat, na co ja odpowiedziałam cichym chichotem. Odkąd sięgam pamięcią ta dwójka zawsze miała wspaniały kontakt, chociaż bardzo często wyzywali się i robili sobie na złość. To zrozumiałe, że czasami się kłócili i nie mogli się znieść. Ale kiedy przychodziło co do czego wzajemnie stawali w swojej obronie.- Angie, mogę o coś cię zapytać?- Odezwał się Alvaro korzystając z momentu, że jesteśmy sami. Chociaż to pytanie przypisać można do tych nieśmiałych, z jego ust padło ono, aż zbyt pewnie.
-Jasne
- Jak wiesz przyjechałem tutaj w interesach, ale w weekend jest bankiet w hotelu "Guides Arentina" i potrzebuję osoby towarzyszącej. A że nie ma tutaj żadnej innej pięknej kobiety, jestem zmuszony zabrać tam ciebie- Puścił do mnie oczko, a ja poczułam jak oblewam się rumieńcem.- Więc jak będzie?- Wyrwał mnie z transu,
- Um... ja nie wiem.. No chyba nie,,, Ech, niech będzie- Wybąknęłam we wzrokiem wbitym w swoje stopy.
- Dzięki- Uśmiechnął się uwodzicielsko, ale zaraz skierował swój wzrok na patelnię, gdy zorientował się, że zbliża się Pablo.
-Ludzie, jutro sprzątamy- Oznajmił przyjaciel, kiedy chciał włożyć kubek do załadowanej brudnymi naczyniami zmywarki lecz zabrakło w niej miejsca.
- Nie chce mi się - Jęknęłam. Odezwała się wtedy moja leniwa natura. Od zawsze byłam bałaganiarą, chociaż nikt mnie o to nie podejrzewał. 
- Nie ma, że nie chcę - Zaprotestował mój współlokator, będąc już przyzwyczajony do mojego ciągłego marudzenia.
- Sprzątasz łazienkę - Burknęłam oburzona, przypominając sobie jak poprzednim razem, moja próba umycia łazienki nie wypaliła. Tamtej pamiętnej środy zepsułam metalową półkę na szampony i skręciłam kostkę, gdy stałam na krawędzi wanny. Z zamyślenia wyrwał mnie cichy chichot Alvara, więc zaraz spiorunowałam go wzrokiem.
- Myślisz, że to twoje spojrzenie jest straszne? - Zaczął się ze mną drażnić,na co w odpowiedzi przewróciłam oczami. Następnie, kiedy gość oznajmił, że obiad jest gotowy wspólnie nakryliśmy do stołu i zabraliśmy się za posiłek. Pozostała część dnia minęła całej naszej trójce na wesołych pogaduchach, w trakcie których razem z szatynem nabijaliśmy się z Pabla i różnych sytuacji z jego udziałem w przeszłości. W trakcie naszych długotrwałych rozmów opróżniliśmy dwie butelki wina i wchłonęliśmy całą paczkę ciastek. 


Obudziłam się na kanapie w salonie pomiędzy braćmi Galindo. Moja głowa spoczywała na ramieniu Alvara, natomiast nogi zarzucone były na uda Pabla. Obaj mężczyźni jeszcze spali. Mój nieprzytomny wzrok padł na stolik do kawy, cały brudny od czerwonego alkoholu oraz okruszkach po czekoladowych muffinkach. Westchnęłam, podnosząc się delikatnie, starając nie obudzić moich towarzyszów i na palcach pobiegłam do łazienki, ciesząc się jak dziecko, że to właśnie oni będą zniecierpliwieni czekali w kolejce na swoją kolej, a nie ja. Stojąc przed sporych rozmiarów lustrze zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania i rozpuściłam włosy z luźnego warkocza, w który były spięte.
Letnia woda spadająca na moje ciało z deszczownicy natychmiast mnie rozbudziła, co sprawiło, że zaczęłam cicho sobie podśpiewywać. Oczywiście to moje "cicho" polegało na tym, że w kilka sekund mój głos obijał się w całym mieszkaniu, jak nie bloku i na pewno sprawiłam braciom niezłą pobudkę. Tak jak się spodziewałam; kiedy wyszłam z kabiny i owinęłam ciało i włosy ręcznikiem usłyszałam niecierpliwe pukanie do drzwi.
- Mogłabyś się pośpieszyć? Mam mały pęcherz!- Krzyknął piskliwie Pablo, a moje kąciki ust w reakcji na to, automatycznie uniosły się w górę.
- Daj mi pięć minut- Odpowiedziałam mu podniesionym tonem i zaczęłam nawilżać swoje ciało owocowym balsamem, a włosy pachnącym olejkiem. Zarzucając na siebie szlafrok otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia. Wybuchnęłam śmiechem widząc skwaszoną minę przyjaciela, kiedy w jego twarz uderzyła para wodna połączona z zapachem kosmetyków, których używałam.
-Powinienem jako pierwszy chodzić do łazienki rano- Prychnął, a w odpowiedzi otrzymał kolejną falę śmiechu.
- Kto pierwszy ten lepszy- Wytknęłam mu język i nawet chciałam dodać coś więcej, jednak nie pozwolił mi na to, ponieważ zatrzasnął się w pomieszczeniu, z którego przed chwilą wyszłam.
- Nieziemski głos- Dotarło do moich uszu, kiedy przechodziłam przez salon do swojego pokoju.
Spojrzałam w stronę szatyna rozłożonego na sofie z rękami złożonymi pod głową. Uśmiechnęłam się lekko, starając ukryć zawstydzenie, spowodowane tym, że z wyjątkiem lekkiego szlafroka nie mam na sobie nic. Poczułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
-Dziękuję- Wypowiedziałam piskliwie i szybko wymknęłam się do swojej sypialni. Kiedy drzwi za mną szczelnie zamknęłam założyłam miętową sukienkę i białe lakierowane szpilki. Na twarzy wykonałam standardowy lekki makijaż, a włosy rozczesałam. Do ręki wzięłam telefon i wykręciłam numer siostrzenicy.
- Hej Angie!- Usłyszałam głos nastolatki, po którym mogłam wywnioskować, że ma szczególnie dobry humor.
-Cześć Vilu. Masz ochotę wyjść na zakupy?- Zaproponowałam natychmiast po powitaniu. Nie miałam żadnej odpowiedniej sukienki na imprezę, na którą idę z Alvarem, więc musiałam jakąś kupić.
-Z moją kochaną ciocią? Zawsze!- Zaśmiała się z entuzjazmem, a słowa przez nią wypowiedziane sprawiły, że moje serce oblała fala ciepła. - O czwartej?
- Pewnie. To pa, kocham cię
-Ja ciebie też- Odpowiedziała, a następnie rozłączyła się.

Całe przed i wczesne popołudnie upłynęło nam na porządkach. Pablo, tak jak zdecydowałam poprzedniego dnia sprzątał łazienkę, ja kuchnie oraz salon, a Alvaro, pomimo tego, że był naszym gościem, zadeklarował się do odkurzenia i umycia podłóg.  W salonie na ławie postawiony był laptop, z którego głośników płynęła energiczna muzyka.
- Wychodzę zaraz!- Krzyknęłam, kończąc wycierać kuchenną umywalkę i po zawieszeniu materiałowej ściereczki na wieszak powędrowałam do swojego pokoju z zamiarem poprawienia makijażu i zabrania torby. -Na razie!- Pożegnałam się z każdym z mężczyzn całusem w policzek i wyszłam z mieszkania. Dziwnym trafem za pierwszym razem udało mi się złapać taksówkę, więc od razu do niej wsiadłam i podałam nazwę galerii, gdzie umówiłam się z nastolatką. Będąc już pod podanym adresem, wręczyłam kierowcy banknot i z uśmiechem wysiadłam z żółtego auta.
Tak jak się spodziewałam, z powodu weekendu centrum handlowe było przepełnione ludźmi i z ogromnym trudem dostrzegłam różową, wyróżniającą się z tłumu sukienkę siostrzenicu.
-Cześć Violu- Uśmiechnęłam się, stojąc za nią. Dziewczyna lekko podskoczyła i odwróciła się w moją stronę. Jej mina z zaskoczonej od razu zmieniła się w szeroki uśmiech.
- Hejka!- Przytuliła mnie i łapiąc pod rękę zaciągnęła w głąb sklepów.
Nasze spotkanie zaczęłyśmy od wypicia kawy i zjedzenia włoskich lodów w jednej z kawiarni, mieszczących się w galerii.
- Co w ogóle chcesz kupić?- Zapytała siostrzenica, unosząc do ust łyżeczkę z lodem truskawkowym, która po chwili wylądowała w jej ustach.
- Idę na bankiet ze starym znajomym i potrzebuję kupić jakąś sukienkę, bo wiesz.. Nie mam w szafie takich ubrań- Uśmiechnęłam się, szczerząc przy tym zęby. Wypiłam łyk, kończąc tym samym moje Late i przygotowałam portfel, żeby zapłacić za zamówienie.
- A z kim tam idziesz?- Uniosła zaintrygowana prawą brew i spojrzała na mnie wymownie. - Masz chłopaka?
- Nie Violu- Zaśmiałam się- Brat mojego przyjaciela przyjechał do Buenos Aires i nie miał kogo zabrać jako swojej osoby towarzyszącej- Wytłumaczyłam, lekko rozbawiona jej reakcją na moją wiadomość.
-Uznajmy, że ci wierzę- Uśmiechnęła się, na co przewróciłam oczami- Ale chodźmy już, musimy znaleźć dla ciebie sukienkę, i buty!- Złapała mnie za dłoń i rzucając banknot na stolik wyciągnęła mnie z kawiarni, aby po chwili zaprowadzić do jednego z tych eleganckich sklepów, gdzie ekspedientki gapią się na ciebie jak na złodzieja. - Zobacz jaka ta jest piękna!- Krzyknęła ożywiona wskazując mi różową, bufiastą sukienkę. W ciągu ułamku sekundy odwróciła głowę i inną stronę i wcisnęła mi trzy kolejne falbaniaste sukienki.- Idź je przymierz. Są idealne!
- Violu- Przerwałam jej, gdy prowadziła mnie w stronę przymierzalni.- Lepiej ty je przymierz, a ja poszukam coś bardziej odpowiedniego dla mnie- Zachichotałam, przekazując nastolatce ubranie, a sama ruszyłam wybierać sukienkę. Rzuciła mi się w oczy tylko jedna sukienka, więc nieco zawiedziona wyposażeniem sklepu, poprosiłam o odpowiedni rozmiar i ruszyłam w stronę przymierzalni. Po założeniu stroju spojrzałam w lustro, z zamiarem oglądnięcia, jak on na mnie leży. Sukienka bez ramiączek trzymała się idealnie na moich piersiach. Górna część garderoby, pokryta była srebrnym materiałem, natomiast od talii, aż do połowy uda była kremowa. Uroku dodawały jej warstwy tiulu w dolnej części. Podskoczyłam kilka razy, aby upewnić się, że ubranie nie zsunie się ze mnie, podczas tańca lub chociażby zwykłego chodzenia.
- I jak?!- Usłyszałam głos siostrzenicy zza przebieralni. Odsłoniłam materiał, który służył jako "drzwi" i do moich uszu dotarło westchnięcie podziwu.
- Jest prześliczna- Skomentowała dziewczyna z iskierkami w oczach.- Jak to możliwe, że jej nie widziałam?- Zapytała jakby sama siebie i lekko puknęła się w czoło. Posłałam jej usatysfakcjonowany uśmieszek i poprosiłam, aby znalazła dla mnie pasujące buty. Wykorzystując chwilę samotności odpłynęłam myślami do wydarzenia sprzed dwóch miesięcy. Wspomnienie ostatniego bankietu w willi Castillo, najpiękniejszej na świecie sukni, słodko pachnącej róży i wspaniały pocałunek, tuż przed chwilą, która zepsuła całą magie tamtego wieczoru, wywołało u mnie smutny uśmiech i przez chwilę zaszklone oczy. -Już jestem!- Odwróciłam się w stronę Violetty, która stała przede mną z parą beżowych szpilek w moim rozmiarze. Założyłam buty, po czym wstałam lekko się przy tym chwiejąc i znów patrząc na swoje odbicie stwierdziłam, że te zestawy idealnie się ze sobą komponują. Obuwie na obcasie, w pozytywny sposób wydłużyło i wysmukliło moje nogi, jednocześnie czyniąc mój wzrost bardziej konkretnym.
- Chyba to wezmę- Mruknęłam obracając się wokół własnej osi. - Jak myślisz?
- Chyba znasz moją opinię. Nie wiem nad czym się w ogóle zastanawiasz- Za radą brunetki, przebrałam się w swoje ubrania i poszłam zapłacić za sukienkę i buty. Mimo, że cena stanowiła znaczną część mojej miesięcznej wypłaty, nie żałowałam, bo twierdziłam, że od czasu do czasu to mi się należy. Następne kilka godzin spędziłyśmy na zakupowaniu kosmetyków, a także kilku spódnic i bluzek dla Violetty. Przechodząc obok sklepu jubilerskiego coś błysnęło mi po oczach. Zwróciłam uwagę na wystawę i zainteresowana do niej podeszłam. Pierwszą rzeczą, którą ujrzałam był złoty medalik w kształcie serca, wysadzany niewielkimi różowymi diamencikami.
- Co tam widzisz?- Z transu wyrwał mnie melodyjny głos.
- Bardzo ładny wisiorek- Z utęsknieniem zerknęłam na cenę i stwierdziłam, że nie będę się torturować.- Chodźmy dalej- Oznajmiłam.


Tydzień zleciał mi zdecydowanie zbyt szybko i nim się obejrzałam, było już południe następnej soboty. Poinformowana, że będziemy wyjeżdżać za niespełna trzy godziny zaczęłam się szykować. Stojąc przed sporych rozmiarów lustrem w swoim pokoju, owinięta jedynie w biały ręcznik zabrałam się za wykonanie makijażu.Moje powieki przyozdobił złocisty cień , z świecącymi drobinkami oraz czarne cieniutkie kreski, sprawiające, że moje oko wydawało się większe. Kolejnym krokiem było wy tuszowanie rzęs, muśnięcie policzków różem oraz ust jasno różową szminką. Następnie nałożyłam sobie niedawno zakupione ubranie. Rozpuściłam włosy, które wcześniej były upięte w niedbałego koka i rozczesałam je. Wyjątkowo użyłam prostownicy, aby zastąpić moje rutynowe loki małą zmianą na ten wieczór. Spryskując swoją skórę słodkimi perfumami zerknęłam po raz kolejny usatysfakcjonowana w swoje lustrzane odbicie. Zegar wskazywał godzinę osiemnastą, co było znakiem, że do wyjścia mam dwadzieścia minut. Z uwagi na to, że tamtego dnia mieliśmy nocować w tym wyjątkowo drogim i luksusowym hotelu, postanowiłam spakować sobie ubrania na zmianę, szczotkę do zębów oraz kilki innym niezbędnych mi na ten czas rzeczy.



Wysiedliśmy z auta, a przed nami ustawiony był najlepszy hotel w Argentynie. Złoty budynek miał może ze czterdzieści pięter, a wokół niego rozciągnął się bajeczny ogród.
- Idziemy?- Do moich uszu dotarł dźwięk głosu, należący do mojego towarzysza. Alvaro wyciągnął w moją stronę swoje ramię, które zaraz złapałam i pociągnął mnie w stronę wejścia. Szklane drzwi otworzyło nam dwóch pracowników, ubranych w eleganckie czerwone garnitury i z uśmiechem wskazali nam na salę, w której odbywało się przyjęcie.
- Stresuje się- Wypaliłam. Był to kolejny raz, gdzie w porównaniu do innych kobiet czułam się taka naga i biedna. Każda kobieta z wyjątkiem mnie, obracała się w takim towarzystwie na co dzień, natomiast ja drugi raz. Z trzęsącymi się z nerwów nogami weszłam na wielką salę i zaniemówiłam. Wielki stół ustawiony po prawej części sali, posiadał miejsce z nazwiskiem każdego gościa, a dania robili chyba najlepsi kucharze, ponieważ miałam wrażenie, że jeszcze nigdy nie widziałam tak dobrze prezentującego się jedzenia.
- Nie martw się- Uśmiechnął się Alvaro, głaszcząc mnie po plecach i przybliżając do siebie. -Zobaczysz, będziesz bawiła się świetnie- Pocieszył mnie i nawet byłam skłonna mu uwierzyć, gdybym na końcu sali nie spostrzegła błysku czekoladowych tęczówek.
- O cholera- Wypowiedziałam bezgłośnie. Miałam szczerą nadzieję, że to co zobaczyłam tylko mi się przywidziało, ale nie... W kilka chwil ON znalazł się przy nas. U jego lewego boku stała czarnowłosa kobieta, ubrana w bogatą złotą suknię, sięgającą do kostek i czerwone szpilki. Inżynier przywitał się z moim towarzyszem i dopiero skierował na mnie swój wzrok. Jego mimika zdradzała wielkie zdziwienie i ciekawość. Byłam pewna, że zastanawiał się co tutaj robię i do tego z Alvarem.
- Germanie, to jest moja towarzyszka, Angeles. Angie to pan Catsillo, to z nim przyjechałem robić tutaj interesy- Przedstawił nas sobie. Stałam na środku, niczym zagubione dziecko i tylko czekałam na dalszy ciąg wydarzeń. Nasze spojrzenia niebezpiecznie się skrzyżowały i przez chwilę walczyły o dominację.
-My się już znamy- Wypalił szwagier- Vernee to jest moja... - Urwał na chwilę zastanawiając się jak mnie nazwać.- Szwagierka- Dokończył, zwracając się do swojej przyjaciółki. - Angie, a to jest moja dobra przyjaciółka- Uśmiechnął się w moją stronę, jednak ja w nie widziałam w nim nic, poza fałszywością. Po ostatniej sytuacji postanowiłam go traktować z ogromnym dystansem, a poza tym, nie zamierzałam się narzucać. Posłałam Vernee przyjazne spojrzenie, otrzymując w odpowiedzi to samo. Przez chwilę trwała krępująca cisza, przerwana przez pana Galindo.
-Wygląda na to, że siedzimy na przeciw siebie- Wskazał na fragment stolu, gdzie faktycznie nasze nazwiska znajdowały się naprzeciwko. Poczułam dłoń na swojej łopatce, która zaczęła mnie prowadzić w stronę stołu. Przez następną godzinę czułam się bardzo niezręcznie i kompletnie wyłączyłam się z rozmowy. Kiedy patrzałam przed siebie, miałam centralny widok na Germana i jego idealna twarz. Ponadto biznesowe rozmowy wyjątkowo nudziły moją osobę, która jest zdecydowanym artystą, a nie ścisłowcem i o wiele częściej używa tej prawej półkuli mózgu.
"Obudziłam" się dopiero, gdy kelner zabrał mój pusty talerz i dolał mi do kieliszka wina. Uniosłam nieśmiało wzrok, spodziewając się hipnotyzujących ślepi inżyniera, ale okazało się, że gdzieś odszedł. Mimowolnie zerknęłam na moją lewą stronę, gdzie powinien siedzieć Alvaro, jednak jego również brakło.
- Gdzie oni są?- Skierowałam pytanie do Vernee, która jako jedyna była na swoim miejscu.
- Byłaś nieźle rozmarzona- Zaśmiała się. - Wyszli się przejść- Wyjaśniła, gestykulując przy tym.
- Duszno tu trochę- Wymyśliłam na poczekaniu, gdy w mojej głowie zaczęły tworzyć się czarne scenariusze z Germanem w roli głównej. Nie wiem czemu, ale poczułam nagłą potrzebę znalezienia mężczyzn i sprawdzenia czy wszystko w porządku. -Będziesz miała coś przeciwko, jeżeli pójdę się przewietrzyć?
-Oczywiście, że nie.- Po usłyszeniu odpowiedzi, zabrałam swoją niewielką kopertówkę i wyszłam do ogrodu.
Idąc kamienistą ścieżką usłyszałam doskonale mi znany, aksamitny głos i momentalnie ukryłam się za pobliskim dębem. Zerkałam na nich z odpowiedniej odległości.
- Podoba ci się Angie?- Zapytał inżynier, wywołując tym pytaniem dziwne ukłucie w moim żołądku.
- Szczerze? Naprawdę niezłą masz tą szwagierkę.- Zaśmiał się z wyraźną pewnością w głosie,
- Nie wysilaj się- Prychnął. - Nie jesteś w jej typie.- Rzekł swoim typowym, złośliwym tonem. Szatyn zmierzył mojego szwagra przepełnionym litością i lekkim rozbawieniem, zdziwione spojrzenie.
- A skąd to niby wiesz?
- Ponieważ ONA JEST MOJA- Podkreślił wyrazie trzy ostatnie słowa.
- Kolego, nie przeginaj- Alvaro niebezpiecznie warknął i zbliżył się do Germana
- A co, chcesz zbierać zęby z ziemi?- Znając ich dwóch, mogłam dokładnie zorientować  się, że oboje byli w bojowych nastrojach i daleko nie brakuje, aby któryś z nich wybuchł. W ułamek sekundy Alvaro unosi dłoń złożoną w pięść i uderza nią w twarz inżyniera.
German wyprostował się i przetarł ręka swoje zakrwawione usta. Spojrzał na swoją dłoń i podniósł wzrok na rywala, a jego oczy odzwierciedlały czysty gniew. Niespodziewanie rzucił się na przeciwnika uderzając go w twarz. Zrobiłam krok w tył, zaskoczona wrogością mężczyzn wobec siebie. W tamtej chwili nie zastanawiałam się nawet, czemu brązowooki oznajmił, ze jestem jego, po tym, jak powiedział mi takie świństwa.
- To się wymyka spod kontroli- Wyszeptałam sama do siebie i pewnym krokiem wyszłam zza drzewa, kierując się w ich stronę. - Uspokójcie się do cholery!- Wrzasnęłam, ale oni zamiast przestać zaczęli obdarowywać się kolejnymi ciosami. Do głowy przyszła mi naprawdę głupia myśl, ale jedyna, na jaką mój mózg potrafił się wtedy wykazać. Gdy Alvaro robił kolejny zamach, złapałam go za zgięte ramję, ale zanim mężczyzna zdążył zorientować się co zrobiłam pchnął rękę w stronę bruneta. Pod wpływem jego siły nie zdąrzyłam puścić jego ciała i zostałam pchnięta na szwagra, cudem nie obeywając przy tym z łokcia.
- Zwariowaliście obydwaj?!- Krzyknęłam pełna furii, odsuwając się od ojca mojej siostrzenicy i patrząc raz na niego, raz na Alvara. Brunet miał rozciętą wargę i obity policzek, natomiast szatym rozcięty łuk brwiowy oraz zakrwawiony nos. - Jesteście gorsi niż dzieci- Westchnęłam i najlepszym rozwiązaniem jakie mi się wydało to udać się do mojego tymczasowego pokoju i tam opatrzyć urazy milionerów.
Kiedy znajdowaliśmy się już w mojej sypialni, a raczej małym, cholernie luksusowym mieszkaniu, rozkazałam im zasiąść na krzesłach, a sama ruszyłam do łazienki w poszukiwaniu jakiejś apteczki. Przez pewien czas przeszukiwałam szafki w pomieszczeniu, aż w końcu z satysfakcją wyjęłam białe pudełeczko z bandażami. Wróciłam do głównego pomieszczenia i na początek podeszłam do mojego towarzysza. Gdy opatrywłam jego rany, kątem oka zerknęłam na szwagra, który siedział ze wściekłym spojrzeniem, wyraźnie skierowanym w stronę Alvara. Gdy nakleiłam na jego brew plaster, przyszedł czas na szwagra. Przełknęłam sline, kiedy ustałam na przeciw mężczyzny. Do moich nozdrzy doleciał zapach jego perfum, które tak kochałam, wymieszanych z wonią alkoholu. Oblałam biały materialowy płatek wodą utlenioną i ostrożnie przełożyłam do zakrwawionej wargi. German pod wpływem dotyku środka odkazajacgo syanął z bólu, na co odruchowo zabrałam biały przedmiot i mimowolnie dotknęłam palcami jego rany. Wzdrygnelam się pod wpływem dotyku jego ust i pośpiesznie zabrałam rękę. Następnie speszona zakończnyłam go opatrywac. 
-Ajjj!- Wydałam z siebie zmuszony krzyk bólu.



Od Autora: Tak jak obiecałam, rozdział jest. 
Jestem ogromnie zadowolona z jego długości i mam nadzieję, że się wam spodobał, bo bardzo się przy nim napracowałam. Jak myślicie, co się stało Angie? Niby mam jakiś tam pomysł, ale jeżeli ktoś zaproponuje lepszy w komach to może z niego skorzystam. 
6 kom=next






Komentarze

  1. Świetny! ( Jak zawsze) Jak ie masz pomysłu to oddam ci mój: kiedy Angie piła/jadła, ktoś mógł jej coś dosypać, a co dalej to już pewnie wymyślisz. Takie szybkie info, że dzisiaj przed 21 powinien (znowu) pojawić się u mnie rozdział 😘😘😘 Pisz tak dalej kochana.😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za komentarz...
      Aska nie mam, ale jeżeli chcesz się ze mną skontaktować, porozmawiać czy coś to możesz pisać na instagramie- xpaulinitta

      Usuń
  2. Jeej świetny rozdział :* zresztą tak jak zawsze. Ostra wymiana zdań, a German pomimo wszystko słodko sie zachował. Co do tej sytuacji z Angie to sama nwm zostawię to tobie.
    Życze weny i czekam na next.
    Ps. Clari 1990 możesz podać nazwę twojego bloga ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazwa to Lightling, ale tu masz linka
      claraidiegoblogspot.blogapot.com

      Usuń
  3. Nie moge. German na bankiecie z jakąś babą! Haha. Wiedziałam ze nie wyniknie z tego nic dobrego 😂😂 nie wiem co jest Angie ale mam nadzieje ze szybko się dowiem.
    Czekam na szybki next bo ten rozdział był boooooski!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział genialny, zabierałam się do niego trzy razy ale w końcu się udało. Czekam na nexta. Pozdrawiam
    Nieogarniety człowiek

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg!!!!!
    German jaki cudowny, przystojny I wgl... ugh ❤
    Taka walka samcow ale dobrze wiemy do kogo nalezy serce Angeles.
    Juz sie nie moge doczekac I zycze owocnej pracy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdzial.
    Czmu German nie wygral z Pablem.
    Czytam ten rozdzial juz 3 raz I czekam na szybkiego nexta.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty